repertuary.pl
Profile

Profile: whizz

Films comments:

Click whizz, 26. września 2006 godz. 00:53

Na prawde mnie poruszyl...
Spodziewalem sie komedii w stylu amerykanskim, czegos na poziomie "Dwoch gniewnych ludzi", a dostalem o wiele, wiele wiecej. Przeslanie tego filmu jest o tyle glebokie co banalnie proste i przysiac bym mogl, ze pare lez mi splynelo z oczu. Goraco polecam. Ten film zbuduje Wasz zwiazek, znajdziecie czas dla swoich dzieci, oby nie na krotko. Bardzo dobre kino!

Zivot Je Cudo whizz, 22. marca 2005 godz. 18:17

Wojna, pokoj i historia pewnej milosci....
Wczoraj spieralem sie z przyjacielem przy okazji "Nieba nad Berlinem" o kwestie waznosci dialogu w filmie i jego oddzialywania (poza obrazem) na calkowity odbior filmu. Wlasnie film Kusturicy stal sie jednym z argumentow ktore przedstawilem. Zgoda, film ma wiele absurdalnych, a nawet nierealnych scen (vide lozko plynace po niebie), ale przy tym (czego film Wendersa wlasnie mi poskapil) i proste dialogi, budujace cale napiecie, takie, ktore nie absorbuja same przez sie, a wciagaja w historie, co pewien czas poznajac nas z malymi problemami i codziennymi sprawami mieszkancow bylej Jugoslawii. Wprowadziwszy nas w zwykle, wrecz sielankowe zycie, wyprowadzaja nas spowrotem za raczke i wioda na pole bitwy gdzie staja przeciwko sobie dawni sasiedzi. Na tle tego wszystkiego - historia odzyskanej wiary w milosc i pointa, ze ta prawdziwa nie zna przeszkod i zrodzic sie moze w kazdych warunkach - nawet tych najmniej sprzyjajacych. Moral i owszem banalny, ale jakze prawdziwy. Dzis juz malo kto kreci filmy w ten sposob - prosto, lekko i prawdziwie... a szkoda!

Nói Albinói whizz, 22. marca 2005 godz. 18:01

Miedzy Mitgardem a Aasgardem...
Noi Albinoi to obraz skandynawski na wskros - i to nie tylko dlatego, ze powstal na dalekiej Islandii, a krajobraz filmu to lodowe gory po sam horyzont. Jesli ktos kiedykolwiek mial wieksza stycznosc ze skandynawami, lub chociaz muzyka Bjork, Mum czy Sigur Ros, zrozumie ten film nawet jesli wylacza dzwiek. To jeden wielki krzyk rozpaczy duszony przez nakaz codziennego zycia, osadzony w konwencji polaczenia dramatu i czarnej komedii. Mlody chlopak oglada w przenosnym czytniku slajdow obrazki z cieplych krajow, marzy o goracej milosci i temperamentnej mentalnosci. Marzy o wszystkim czego nie bedzie mial na swojej lodowej wyspie dlatego musi uciec, musi uciec daleko i najlepiej nie w pojedynke... I kiedy odnajduje bratnia dusze w dziewczynie pracujacej na stacji benzynowej, kiedy zaczyna porozumiewac sie z ojcem, kiedy jest juz gotow - cos sie wydarzy. Zobaczcie, nie pozalujecie! Dajcie sie poniesc tej historii...

Melinda and Melinda whizz, 28. lutego 2005 godz. 16:32

Allen & Allen
Nie jest to najlepsza produkcja Allena, ale z pewnoscia warta uwagi. Do mnie ten obraz trafil bardziej niz "Zycie..." w minionym roku. Opinia, ze ktos sie nudzi bo Allenowski film, jest "gadany", momentami przeintelektualizowany, a apogeum akcji to scena przylapania kochankow przez glowna bohaterke, to tak jakby krytykowac Tarantino, ze jego filmy ociekaja krwia. Idac na Allena - wiadomo czego sie spodziewac - przez lata pokazal co go w rezyserii kreci i mozna z duzym prawdopodobienstwem okreslic co zobaczymy na ekranie. Pointa - stac go na wiecej, ale tendencja jest rosnaca :) Polecam wszystkim, ktorzy w kinie oprocz oczu i uszu, do pracy zaprzegaja rowniez mozg!

Million Dollar Baby whizz, 28. lutego 2005 godz. 12:36

Academy Winning... jak najbardziej zasluzony...
Zazwyczaj nie jestem przekonany do wydawania pieniedzy na filmy nominowane do nagord Akademii; sa zwykle, co zrozumiale, bardzo amerykanskie (nie jest to wcale pejoratywne) i niekoniecznie trafiaja w moja potrzebe odnalezienia jakiejs szerszej prawdy o zyciu, czlowieku, jego odwiecznej dychotomii i nie do konca swiadomym obieraniu drogi do zatracenia. Totez idac na "Million Dollar Baby" (moj faworyt translatorski :) wcale nie spodziewalem sie, ze bedzie to film inny niz te ktore dotad Eastwood wyprodukowal, wyrezyserowal i w ktorych zagral. Nb. bardzo podziwiam jego talent do umiejetnego pokazania opowiadanej historii, a jego filmy uwazam za swietne, tyle tylko, ze zaden nie poruszyl mnie (z wyjatkiem "Doskonalego swiata" z 1993) doglebnie. Wlasnie dzieki jego ostatniej produkcji, odkrylem dla siebie zupelnie nowe oblicze rezysera, a "Za wszelka cene" wstrzasnal mna, zjadl, przerzul, wyplul i zostawil z otwartymi ustami... Oczywiscie watek wspinania sie po szczeblach sukcesu, samospelnienia, nie jest ani nowy, ani dosc dobry by sluzyl za tworzywo calego obrazu, Eastwood postawil wiec na doskonala gre aktorska - swoja i Hilary Swank (od poczatku moja faworytka w walce o Oscara), ktora zagrala swoja role tak prosciutko, bez dorabiania, przejmujaco i urzekajaco, ze zakochalem sie w tej roli. Koncowka, ktora wycisnela kilka lez z moich oczu (co mnie - cynikowi :) - nie zdarza sie za czesto) jest wspaniala kwintesencja sporow o wage ludzkiego zycia. Film w koncu nie udziela zadnych ostatecznych odpowiedzi. To historia dwojga ludzi, ktorzy dzieki wspolnej pasji, odnalezli w sobie brakujace ogniwa, sens i potrzebe bliskosci drugiego czlowieka i wsparcia, ktore moze dac... Wspanialy film o sile, o czlowieczenstwie, o wartosciach najprostszych i najwazniejszych...

The Aviator whizz, 28. lutego 2005 godz. 11:44

Leo, tym razem naprawde nalezal Ci sie...
Po nieszczesnym "Titanicu" pokutuje opinia, ze Leonardo Di Caprio nie jest dobrym aktorem, ze nadaje sie wlasnie tylko do rol "chloptasiow", a przeciez od najmlodszych lat pokazywal, ze ma niezwykly potencjal aktorski; wystarczy przypomniec kreacje w "Chlopiecym swiecie", "Co gryzie Gilberta Grape'a", "Catch me if you can". Tym razem, Leo rozwinal skrzydla w pelni i pokazal, ze stac go na aktorstwo na najwyzszym poziomie. Rola Howarda Hughes'a czlowieka o wielkiej pasji, wielkich ambicjach i charyzmie, wpadajacego z jednej antypody swojego szalenstwa w druga, to prawdziwa kreacja przez duze "K". Jestem zdziiony, ze Akademia nie nagrodzila tego prawie 3 godzinnego wysilku Oscarem, szczegolnie, ze rola Eastwooda nie byla az tak wyrazista, powiedzialbym - przekrojowa. Di Caprio udalo sie wciagnac widza w historie szalenstwa i geniuszu Hughes'a, wzbudzic w widziu wspolczucie, zlosc, radosc po podniesienie sie z dna glownego bohatera. Film tak mnie poruszyl, ze z niemalym trudem udalo mi sie odnalezc wczesniejsze filmowe adaptacje historii zycia Awiatora. Jedna z nich widzialem dosc dawno temu i nie wywolala na mnie takiego wrazenia, nawet przy zalozeniu, ze pomijamy skromne srodki uzyte przy produkcji. Nie bez znaczenia jest tez rola Cate Blanchet, choc tu akurat liczylem na Natalie Portman z "Closer". Konczac, to wielki film, Martinowi Scorsese udalo sie zrobic film "ogromny" ale nie rozdmuchany, gdzie historia jednego czlowieka nie jest przycmiona przez ogrom efektow speclanych i mnogosc postaci drugoplanowych. Polecam goraco!

Closer whizz, 24. lutego 2005 godz. 17:55

Closer then ever...
Krotko i na temat. Polaczenie tej aktorskiej czworki zaowocowalo niezwykle pikatna i agresywna potyczka aktorska, ktorej jakosci i wkladu odtworcow nie mozna zakwestionowac. To nie jest film dla wszystkich. To film dla ludzi, ktorzy lubuja sie w "brutalizacji" ich intymnego zycia; w brutalizacji rozumianej jako nieustanna gra pozorow, szukanie dziur w calym i stawianie poprzeczek partnerowi. Te cztery osoby sa z gory skazane na porazke i wiadomo to od pierwszych minut seansu. Ogladamy wiec szarpanine napedzana seksem (jako retoryka, erotomani! :), zawiscia, zazdroscia, meska ambicja przeplatana kobieca prowokacja. Jest tu wszystko dla tych, ktorzy chca uzdrowic swoje zwiazki, jest wszystko dla tych, ktorzy skutecznie oparli sie temu co sprowadzilo na manowce bohaterow "Closer" - jako potwierdzenie, ze dobrze robia. Jest ciekawie, soczyscie i bez dwoch zdan warto film zobaczyc. Na uwage zasluguje swietna gra - szczegolnie Owena i Portman, ktorzy nb. oboje zostali za te role nominowani do nagrod Akademii.

Vera Drake whizz, 24. lutego 2005 godz. 17:29

Vera's Public Service
Mike Leigh znow pokazal na co go stac. To bardzo inny film - inny niz wszystko co ostatnio trafilo do naszych kin. Vera jest uosobieniem dobroci, pokazanej z niezwyklym cieplem i to niekoniecznie poprzez kontrast z zimnymi, zasadniczymi do bolu angielkami. Pomaga - bo czuje taka potrzebe serca i sumienia, ktore nie odzywa sie u niej bo jest sercu podporzadkowane. Do konca uwaza, ze to co robi, to w jaki sposob pomaga tym mlodym dziewczynom jest sluszne choc wymiar prawa ma na temat jej dzialalnosci diamatralnie inne zdanie. Anglia lat 50tych pokazana tak, ze chlonie sie ja cala przez skore, zielonkawo-szara sceneria i szarzy, sztywni anglicy w ktorych odnajdujemy zagrzebane pod wielowarstowymi ubiorami - prawdziwe uczucia - bezgraniczna milosc, poswiecenie, wybaczenie, zlosc. W filmie Mike'a Leigh jest po prostu wszystko o czlowieku. Nie wiem - moze zle zrozumialem, moze przeslanie byle inne, ale dla mnie problem aborcji (jakze wciaz modny) jest jedynie tlem do pokazania tego czym jest "poswiecenie i sluzba drugiemu czlowiekowi". Vera jest wlasnie kwintesencja milosci blizniego mimo praktyk stricte niehumanitarnych bo przeciez aborcja, usprawiedliwiona czy nie - jest zaprzeczeniem "humanum"... Polecam! Goraco! Warto poznac Vere Drake!

Trzeci whizz, 24. lutego 2005 godz. 17:13

A propos polskich filmow...
Jedynym dobrym polskim filmem w ostatnich czasach, byla "Symetria". Szczerze jestem zalamany poziomem rodzimej kinematografii w odniesieniu nie tylko do amerykanow czy naszych sasiadow zza zachodniej zagranicy. Szwedam sie po roznych festiwalach, ogladam filmy nalogowo (pod koniec miesiaca nie mam juz za wiele pozycji w repertuarze) i ze zgroza stwierdzam, ze Czesci, Slowcacy, Wegrzy, Rosjanie - ba, nawet Slowency - potrafia, a my nie. Przeciez mamy o czym krecic, mamy widownie, zaplecze techniczne, ludzi i nawet pieniadze sie znajduja, ale wciaz mam wrazenie, ze zapomnielismy jak sie to robi. Wszystko co powstalo ostatnio jest albo chaltura albo przeintelektualizowanym kinem "pokolenia 30-latkow" - cokolwiek nim jest. Czekam, wciaz wierze, ze wyjde z seansu polskiej produkcji, oniemialy, urzecony, z nadziej...

Trzeci whizz, 24. lutego 2005 godz. 16:51

Pregi udany film? .... Blagam ...